sobota, 24 grudnia 2011

sobota, 17 grudnia 2011

Pachnąca szafa

Witajcie!

Postanowiłam rozpachnić moje mieszkano :) w tym celu zaopatrzyłam się w dyfuzer z Pachnącej Szafy o zapachu Anti-Tabac.
Co prawda nie wiem jak działa pod kątem tłumienia zapachu papierosów, ale wzięłam go z powodu ładnej woni :) 


Pachnąca Szafa Anti-Tabac, Rossmann 14.99zł

Ten pachniuszek kojarzy się jednogłośnie wszystkim domownikom z męskimi perfumami :)  Bardzo zachęcam do nabycia odświeżaczy powietrza tego typu.
Nie dość że bardzo ładnie prezentuje się, to ma o wiele subtelniejszy zapach niż np. takie wtykane do kontaktu.
Niestety, chyba nie ma jeszcze bardzo dużego wyboru zapachu, ale i tak myślę że każdy znajdzie coś dla siebie.

środa, 14 grudnia 2011

Olej kokosowy

Pewnie nie ciężko zauważyć, że kosmetyki do włosów są moją ulubioną grupą. W związku z czym lubię odkrywać te nieco mniej konwencjonalne, niż tradycyjny szampon z pokrzywy :) Od dawna obijały mi się o oczy opinie na temat oleju/masła kokosowego, więc zaryzykowałam.

Olej kokosowy Parachute, 200ml cena 16.95zł
Zakupiłam na allegro, gdzie przesyłka była gratisowa, a do tego ekspresowa, więc polecam :)
Nie ukrywam, że obawiałam się tego kosmetyku, gdyż opinie są bardzo różne. Połowa użytkowników wychwala pod niebiosa, a druga twierdzi że jest beznadziejny. Dlatego zakupiłam małe opakowanie. 
Masła użyłam 3 razy i mam mieszane uczucia. Za pierwszym razem na całą noc, następnie umyłam rano, za drugim razem delikatnie na końcówki bez spłukiwania, a trzecim razem na 2 godziny przed myciem. No i pierwsza kwestia - strasznie plącze włosy, bez innego balsamu nie da się wsadzić szczotki  we włosy. Druga sprawa - dosyć ciężko domyć. Ale włosy po takiej masce są miękkie, podatne na układanie i może faktycznie nieco bardziej lśniące. Cieszę się że zakupiłam taką pojemność, na pewno ją zużyję ale czy kupię kolejną, to będzie zależało od długodystansowych efektów. Poza tym ostrzegam - ma specyficzny zapach, nie takiego sztucznego kokosa, jak np. w żelach pod prysznic, tylko takiego prawdziwego orzecha. Ja na szczęście kocham ten zapach i mam ochotę oblizywać po nim dłonie, ale mam świadomość że zalatuje jakby stęchlizną, lub jak to określają inni - wali rybą :)


niedziela, 11 grudnia 2011

Winter Care Floslek

Zachęcona opinią jednej z blogerek, postanowiłam zapolować na krem Winter Care  Krem ochronny zimowy.

Cena 12,99zł ( tradycyjnie w rossmannie )

No i powiem - faktycznie jest fajny ( jak na dwukrotne użycie ). Ładnie pachnie, daje wrażenie "nakarmienia" suchej skóry, szybko się wchłania i tworzy na buzi taką aksamitną powłoczkę. Nie miałam okazji użytkowania przy wietrze i mrozie, ale myślę że będzie sprawdzał się genialnie. 


Zawiera witaminę E, pantenol, olej ze słodkich migdałów i filtr UV. I co mnie bardzo, ale to bardzo cieszy i na co staram się zwracać uwagę - nie był testowany na zwierzętach. Jest to pierwszy kosmetyk tej firmy, ale coś czuję że nie ostatni. Tym bardziej, że jest przystępna cenowo. Aczkolwiek nie jest zbyt pospolita (chyba) więc wymaga to małego wysiłku by ją znaleźć :)




czwartek, 8 grudnia 2011

Krem do rąk

W ramach przygotowań do zimy ( może kiedyś nadejdzie, póki co Lublin omija szerokim łukiem...) postanowiłam zaopatrzyć się w poręczny krem do rąk. Normalnie przy mym łożu mieszka sobie krem z pompką z Yves Rocher ale z oczywistych względów nie nadaje się do torebki. Moje skóra na mróz reaguje okrutnie, gdyż jest przesuszona do granic możliwości ( pęka, krwawi i łuszczy się ), dlatego mimo całego mojego lenistwa i niechciejstwa muszę o nią dbać intensywnie. 


Garnier, nawilżająca pielęgnacja 7dni z ekstraktami z miodu do skóry wrażliwej i suchej, dający ukojenie.
Cena 3,99zł w rossmannie.

Dostępne były jeszcze zawierające aloes lub mango. Mi zapach tego podobał się najbardziej ( przypomina mi bez :) Jestem dosyć marudna co do kremów do rąk, ale z tego jestem zadowolona. Ładnie pachnie, ekspresowo się wchłania i nie zostawia tłustej powłoki ( nie cierpię!). Poza tym jest mały, więc bez problemu pasuje do tobołka. Bardzo cieszę się z jego posiadania. A! I w odróżnieniu od tradycyjnych kremów do rąk z garniera, ma miękką tubkę z której nie będzie trzeba katować pod koniec jego żywota.



wtorek, 6 grudnia 2011

Carmex!

Na wstępie chciałbym podziękować firmie Carmex za możliwość wypróbowania ich produktu. Byłam bardzo miło zaskoczona gdy przyszła do mnie paczuszka a w środku słoiczek z balsamem do ust. Dużo słyszałam o wspaniałości ich produktów, ale zawsze jakoś mój wybór padał na inne balsamy do ust.


Osobiście, nie bardzo lubię balsamy w słoiczkach, ze względu na to że niemal zawsze mam długie paznokcie, a wygrzebywanie ich szczególnie poza domem ani do higienicznych, ani do estetycznych nie należy. Ale co innego wieczorem, w domu przed snem :) 
Byłam bardzo ciekawa, czym to tak panie na całym świecie się zachwycają i już wiem! Balsam jest naprawdę fajny. Genialnie nawilża usta, unicestwia wszystkie suche i sterczące skórki i je leczy, a nie tylko maskuje pod grubą warstwą wazeliny ( jak np. niżej wspominana pomadka z AA ). 



Co prawda pierwsze użycie wiąże się z szokiem nieświadomej osoby, bo balsam jest bardzo mentolowy. Nie jest to w moim wypadku ulubiona jego cecha, ale z jego rewelacyjnym działaniem nie ma to znaczenia. Długo się trzyma i ładnie nawilża usta. Bardzo godny następca zaginionej pomadki z Neutrogeny. Szczerze mówiąc, tak się podnieciłam jego działaniem że poleciałam do rossmnna i kupiłam taką samą wersję tylko w tubce, żeby mógł zamieszkać w kieszeni mojej kurtki :)


Cena 6,99zł ( promocja w rossmannie, normalnie kosztuje 8,99zł)
Nie reklamuję tej firmy, bo nie mam po co. Balsam dostałam i mi go nie zabiorą, nawet jeśli bym napisała że jest beznadziejny ;) ale po prostu działa genialnie i chcę go polecić jako bardzo dobry produkt. 
Zresztą, liczba osób lubiących na facebooku mówi sama za siebie :) Jestem wśród nich!




sobota, 3 grudnia 2011

Stop wypadaniu włosów! ciąg dalszy.

Ostatnio pilnie analizując gazetkę reklamową naszego kochanego rossmanna natknęłam się na bardzo ciekawą ofertę. Czyli owe rzeczy:

Szampon przeciw wypadaniu włosów przeceniony z 27zł na 19,99zł! a jako gratis dostałam tonik do włosów przetłuszczających się ( też się bardzo przyda :)
Zestawu użyłam raz i o szamponie mogę powiedzieć, że ładnie pachnie i dobrze się pieni, ale do rozczesania konieczna jest jakaś odżywka bo strasznie plączę włosy. A tonik wydaje się mało wydajny, bo wciera się go w skórę głowy i pozostawia bez spłukiwania. Ponad to po wysuszeniu miałam bardzo sfilcowane włosy, nie wiem czy mnie zrozumiecie, więc uściślę: w około głowy miałam pełno sterczących pojedynczych, pokręconych włosków. I generalnie włosy stały się miękkie i podatne na wywijanie itp.


A tak oto wygląda skład szamponu. Nie znam się a jestem zbyt leniwa żeby sprawdzić nieznane mi nazwy, więc nie będę się wymądrzała w tym temacie :) ale na oko wydaje się bardzo chemiczny. Ale jeżeli miałoby mi pomóc to myłabym włosy końskim moczem. Tak, taka jestem zdesperowana.




A tak wygląda fragment ulotki dołączonej do szamponu. Niby ładnie pięknie, ale poużywamy zobaczymy. Jak skończę obecny szampon to rozpocznę testowanie. Opinii na forach nie ma zbyt wiele, a te co są, są różne różniaste, więc będę króliczkiem doświadczalnym. Jest to szwedzka firma, w wszystko co skandynawskie wydaje się takie zdrowe i ekologiczne :) Oby się sprawdziło!


środa, 30 listopada 2011

Off topic - WYRYWANIE ÓSEMEK, czyli epopeja o zębach.



Tak jak w temacie, chciałam się pożalić na temat wyrywania ósemek. Co mi starej babie do łba strzeliło, żeby pozbywać się zdrowych zębów?! I MAM ZA SWOJE. Ale po kolei. Jakieś 3 lata temu pierwszy raz pożegnałam się z Ósemką Lewą Dolną. I była to w zasadzie moja fanaberia. Jako że panicznie boję się dentystów, a mawiają że lepiej zapobiegać niż leczyć, postanowiłam ją wyrwać. Pobiegałam po mieście, zrobiłam rozeznanie, wybrałam specjalistę i sru! Dużo znieczulenia, minuta! roboty i rozstałam się z waćpanną. Pojęczałam 2 dni, że boli, że jogurciki i zapomniałam o zabiegu. Nie spuchłam nic a nic!
Jakieś 2 tygodnie temu, na Ósemce Prawej Dolnej dostrzegłam niepokojące czarne kropki, niewiele myśląc umówiłam się na ekstrakcję ( piękne słowo ) owej nieszczęśnicy do sprawdzonego Pana Dentysty-Sadysty. Poniedziałek, zwarta i gotowa o 8 rano pomaszerowałam zakończyć nasz związek. I tu skończyły się przyjemności. Posiedziałam w gabinecie 40 minut, z czego samo wyciąganie zębiska z dziąsła trwało połowę owego czasu. Tym razem nie obeszło się bez szycia. Było cudnie i śmiesznie póki działało znieczulenie ( a w zasadzie 4 :-P ) lecz kiedy postanowiło ulotnić się z mej szczęki, rozpoczął się horror na miarę Zmierzchu ( lub raczej Piły ). Ból był ogromy, krwawienie również, a co w tym wszystkim najtragiczniejsze - mogłam otworzyć paszczę na 1cm! Kromka chleba nie wchodziła...
Pochodziłam w takim stanie do piątku. Kiedy rano jakimś cudem staw puścił, i rozwarłam paszczę pełnowymiarowo, oczom mym ukazały się paskudne nitki trzymające się martwej tkanki. Niewiele myśląc, pogalopowałam do gabinetu, gdzie dowiedziałam się, że jest very niedobrze. Padło hasło suchy zębodół. Czyli niegojąca się rana w której nie powstał skrzep niezbędny do wygojenia. Sadysta usunął dyndające nitki na trupiej tkance, zacementował dziurkę antybiotykiem i miało być pięknie. I za przeproszeniem dupa. W środę ( ponad tydzień od wyrwania ) byłam po raz kolejny, bo ból zelżał, ale nie ustąpił, Pańcio wydłubał stary opatrunek, po czym błogo oświadczył, że FAKTYCZNIE jakoś to się słabo goi, no i pojawiła się martwica tkanki kostnej ( no łaaał...) no i jeśli to się nie zacznie poprawiać, to być może trzeba będzie usunąć martwą część szczęki. Czyli w domyśle - operacyjnie. A w drugim domyśle- implant. Bo natura nie znosi próżni... Na płacz się mnie zebrało, a ten taki i owaki łaskawie dał mi karteczkę z nazwą maści ( z cieląt!) którą mogę sobie wcierać w zgliszcza dziąsła mego... Nic to. Ogarnięta baba jestem, więc poleciałam na zabieg laserem, który jak przebąknęła spotkana dokorzyca może w takim stanie przyspieszyć gojenie i uśmierzyć ból.
Ciąg dalszy zmagań z Czeluścią-Otchłanią, przez innych zwanym suchym zębodołem będzie miał miejsce. 
Ale musiałam dać upust swojej frustracji i najzwyczajniej po babsku pożalić się i dać się komuś pożałować. Ale morał jest taki: kto to widział zdrowego zęba wyrywać. Jak to ktoś mądry kiedyś mi powiedział ;)




poniedziałek, 28 listopada 2011

Stop wypadaniu włosów!

Nigdy nie miałam problemów z wypadaniem włosów. Zawsze wszystkie fryzjerki dziwiły się co robię że mam ich tyle. Do czasu. W lipcu tego roku pomalowałem je "półrozjaśniaczem" z Syoss i się zaczęło... Maluję włosy od 5 lat co 3-4 tygodnie za każdym razem inną farbą i nic, a po tym wynalazku zaczęły wychodzić mi garściami do tego stopnia, że na skroniach robią mi się prześwity. Stosuję różne szampony mające to zmienić, tabletki ze skrzypem i nic. 

Więc oto zaryzykowałam następujący zakup:


Dostępny w aptece w cenie ok. 24,95zł

Nie jest to typowy specyfik na tą dolegliwość, bo jest to lek ( dostępny bez recepty ) na łysienie androgenowe. Jest to najczęściej występujący rodzaj łysienia, dlatego skusiłam się wypróbować. W największym skrócie: owy hormon powoduje zmniejszanie się cebulki włosa i jego wypadanie. Wspomnę, że na forach ludzie bardzo chwalą działanie tego środka, jednak dosyć często jako skutek uboczny podają wzmożony wzrost owłosienia w pozostałych partiach ciała (ręce, okolice pępka, czasami u kobiet wąsy i klatka piersiowa). Ale ja chyba wolę mieć wąsy niż być łysa... Przez pierwsze 2 tygodnie może nasilić się utrata włosów, jednak po tym okresie powinna nastąpić zdecydowana poprawa. Tak więc jeśli zdecyduje się na zakup tego preparatu poczytajcie o nim na forach, popróbujcie innych środków i bądźcie rozważne. Dam znać jak działa po skończeniu opakowania.

Drugim środkiem mającym pomóc moim włosom jest:

Cena 22,90zł
Póki co kończę jeszcze poprzednie tabletki Celebrin, po których nie zauważyłam poprawy, więc o L'biotice napiszę recenzję po skończeniu opakowania. Pani w aptece zachęciła mnie mówiąc że ma wiele klientek regularnie wracających po te tabletki i bardzo je zachwalające. Zobaczymy. Zaszkodzić nie powinny. A w gratisie do nich dostałam bardzo miły dodatek:


L'biotica BIOVAX opi cure odżywcze serum do paznokci.
( cena regularna 18zł!)
Stosowałam 2 razy i nie jest chyba głupim wynalazkiem :) Zawiera fajne składniki, ładnie pachnie, ma śmieszną konsystencję żelu i szybko się wchłania dając jedwabistą powłoczkę na paznokciach. Czy pomoże? Zobaczymy :) mam tylko dylemat czy ma sens wsmarowywanie w pomalowane paznokcie?



piątek, 25 listopada 2011

Mój mały przyjaciel

Rzadko prostuję włosy. Pochłania to zbyt wiele czasu, żebym mogła robić to codziennie, a i okupione jest wieloma wyłamanymi włosami, szczególnie w ostatnich miesiącach. Ograniczyłam się do zła koniecznego, czyli prostowania wyłącznie grzywki, gdyż całe włosy mam raczej proste, natomiast grzywę dosyć mocno falowaną z tendencją do loczków jak na baranku... Dziwne. Dlatego prostownica jest mi niezbędna. W prezencie od narzeczonego dostałam ten oto cudny gadżecik:


Jest to mini prostownica BaByliss C95a
Zakupiona w maju na allegro w cenie ( z tego co pamiętam ) ok 50zł. I naprawdę nie mogę na nią narzekać: idealna do krótkich włosów, nie ciągnie ich tylko ładnie sunie po kosmykach, wystarczy 1-2 pociągnięcia i włosy są idealnie proste. Jest bardzo mała, lekka i poręczna w sam raz do podróży czy dla fanatyczek prostych włosów do torebki. Oczywiście do prostowania wszystkich włosów ( jeśli są dłuższe niż "na chłopaka" ;) się nie nadaje ale do grzywki sprawdza się fantastycznie :)


Dla porównania jak widzicie jest niewiele większa do telefonu :) Nie posiada regulacji temperatury, jedynie przesuwany przycisk włączania i wyłączania. Bardzo podoba mi się pokrowiec odporny na temperaturę w gumeczką która przytrzyma niesforne kable .

środa, 23 listopada 2011

Niezbędnik

... wpadłam tylko po jedzenie dla królika ( którego ostatecznie nie kupiłam - o ja niedobra!) no i nie mogłam się oprzeć!


Żel Nivea waterlily & oil za 5,99zł!
Nie ma co ukrywać że poleciałam na cenę bo normalnie kosztuje ok 9zł. No i moje lenistwo... już chyba gdzieś wspominałam że mam bardzo duży problem ze stosowaniem balsamów do ciała, bo mi nie najnormalniej w świecie nie chcę, nie lubię tego do tego stopnia że zbiera mnie na płacz kiedy już skóra zmusza mnie do tego. Wiem że to głupie, ale co zrobić... I jak na złość mam okropnie suchą skórę, w szczególności kiedy jest mróz. Starając się ratować ją ( bo jednak sadystką nie jestem, wbrew pozorom ) poszukuję żeli pod prysznic mogących ją nawilżyć. Zazwyczaj kończy się to strasznie drogimi aptecznymi specyfikami (zazwyczaj dla niemowląt ), ale chyba ten żel jest cudowną alternatywą :) Nie dość że jest wiele tańszy, to ładnie pachnie i pieni się. Skóra po nim jest autentycznie jak po użyciu oliwki - miękka i sprężysta bez obrzydliwej lepiącej się powłoki. 
Super nawilża :) myślę że zagości na dłużej w moim domku.




Ziaja soft (fioletowy) antyprespirant w kremie 6,30zł
Jest to mój przetestowałam wszystkie dezodoranty z tej firmy i o wszystkich (może poza blokerem, ale ponarzekam o nim kiedy indziej ) mam takie samo zdanie: cudów nie ma, ale w moim przypadku nie potrzeba ich. Przyzwoicie pachną, szybko schną ( mimo iż są dosyć lejące ) nie zostawiają białych czy żółtych śladów na ubraniach, generalnie robią to co powinny. Może jestem słabym wyznacznikiem bo co prawda pocę się trochę ponad przeciętną, ale na całym ciele więc nie oczekuję suszy pod pachami. Na szczęście robię to bezzapachowo więc nie wiem czy ziaja jest w stanie kamuflować przykry zapach. Tak czy siak - za tą cenę polecam wszystkim, którzy nie mają problemów z potliwością.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Oriflame

Jakie to zgubne czasem bywa gdy ma się koleżanki "dilujące" kosmetykami. Mimo szlabanu na sklepy kosmetyczne nie mogłam powstrzymać się przed zmówieniem czegoś z katalogu. Na avon obraziłam się za szajskie serum rozświetlające do twarzy więc padło na oriflame :) Ale do rzeczy:



Całonocna terapia odżywcza do włosów HairX.
Cena 16.80zł
Preparat nakłada się na włosy na noc i to jedyna wytyczna co do stosowania. Tak się zastanawiałam co takiego odróżnia włosy w nocy od włosów w ciągu dnia i nie doszłam w tych rozważaniach do żadnych wniosków :-) Serum ma nieciekawy zapach i skład; wszędzie króluje alkohol ( 79%! ) i chemia. Nieładnie że firma która reklamuje się jako naturalna nie umieszcza składu kosmetyków w katalogu, a dodatkowo robi kosmetyki niemal bez odrobinki naturalnych składników. 
Mam bardzo duży problem z wypadaniem włosów, więc próbuje wszystkich specyfików mogących mi pomóc, ale co do tego specyfiku mam bardzo mieszane uczucia.  Po zastosowaniu włosy są bardzo szorstkie i niemiłe więc poprawiam serum z avonu, bo inaczej nie byłabym w stanie uczesać się. 
No cóż, do póki nie zobaczę jakichś niemiłych skutków będę próbowała. Odżywki nie ma bardzo dużo ( 100ml) a ja mam długie włosy które myje co 2 dni więc powinnam sobie szybko z nią poradzić ;) 


Drugą rzeczą jest akcesorium: mój pierwszy! pędzel do podkładu.
Cena 19,90zł


Nie mam porównania, ale jestem nim zachwycona. Ma bardzo przystępną cenę, ładne i solidne wykonanie, oczywiście ma włosie syntetyczne ( mam nadzieję że dzięki temu nie będzie ono zmieniało struktury ani wyłaziło ). I jest nieziemsko milusi! Nawet w okolicach oczu ( które mam bardzo wrażliwe ) sprawdza się rewelacyjnie. Jak się nim miziam to mam wrażenie jakby mnie kot lizał ;) Generalnie jestem nim zachwycona. Zawsze podkład aplikowałam palcami, ale pędzlem jest dużo delikatniej i precyzyjnie. Można dokładnie dotrzeć w trudniejsze miejsca np. przy linii włosów. Sądzę też że lepiej sprawuje się w przypadku widocznych porów bo precyzyjniej (nie ma co ukrywać) zapycha je podkładem, przez co nie widać niepomalowanych czarnych kropeczek na buzi.
Fajny jest! Byle tylko wytrzymał długo :) będzie wtedy idealny. Polecam!


sobota, 19 listopada 2011

AA Care kiss

Kasiutek się zawiódł... Zgubiłam mój ukochany balsam z neutrogeny ( zachwalany w poście o szminkach ) i chciałam kupić jakiegoś godnego następcę. I Bozia pokarała za zdradę ;) W rosmannie zakupiłam ową pomadkę: 




  Kilka słów o niej: ma dać nam efekt miękkich, zmysłowych i zdrowych ust. Z kompleksem MAXI-LIP, masłem shea i witaminami C, E do skóry wrażliwej i skłonnej do alergii. 
Ogólnie lubię kosmetyki z AA, są moimi jednymi z ulubionych, ale ta szminka nie podoba mi się. Ma bardzo tłustą konsystencję, która się wcale nie wchłania tylko zalega na ustach, przy czym znika przy pierwszym kontakcie z kubkiem, dłonią, włosami itp, więc trzeba się nią nieustannie smarować ( więc znika w mgnieniu oka ). A kiedy się to stanie suche skórki jak sterczały tak w najlepsze sterczą dalej. NIC z nimi nie robi. 
Jej zaletą jest to że po nałożeniu nieziemsko nabłyszcza usta, wyglądają jak posmarowane oliwką i faktycznie uwydatniają się, znikają "zmarszczki".
Reasumując: będzie fajna dla tych osób, które lubią co chwila smarować usta i nie męczy ich to :) ja niestety preferuję nałożenie raz na jakiś czas i oczekuję leczniczych efektów a nie działania w momencie aplikacji. 
Na szczęście kosztowała nieco ponad 5zł więc nie będę przeżywała tego niepowodzenia.

piątek, 18 listopada 2011

Akcja zerowanie

Po prawej stronie mojego bloga znajduje się baner "AKCJA ZEROWANIE" w której biorę udział :-) idea jest prosta - wybieramy ok. 7 kosmetyków z naszych zasobów, które postanawiamy zużyć w ciągu najbliższego miesiąca. Ot, nieco inna wersja projektu denko.


1. Ziaja tintin tonik aktybakteryjny. Cera trądzikowa i przetłuszczająca się.
Zawiera lukrecję, tymianek i D-phantenol i jest bezalkoholowy.
200ml, cena ok. 6-7zł

2. ISANA żel pod prysznic o zapachu witamin i jogurtu.
300ml, cena ok. 4zł

3. L'OREAL Triple active dzień do skóry normalnej i mieszanej
50ml, cena ok.25zł

4. L'OREAL Tiple active orzeźwiający tonik równowaga do skóry normalnej i mieszanej.
200ml, cena ok. 20zł

5. Serum Avon na suche końcówki
30ml, cena ok.10-17zł

6. Clean&Clear oczyszczający tonik przeciw wągrom
200ml, cena ok. 15zł

Rozdanie

Bardzo serdecznie zapraszam do udziału w rozdaniu :)
 Do wygrania:




czwartek, 17 listopada 2011

Sleek

Bardzo długo czaiłam się na jakąś paletkę ze Sleeka, ale nie wiedzieć czemu ciągle odkładałam jej zakup. W końcu skusiłam się na Nude collection Au Naturell :) zakupiona na allegro za 27zł.




Pierwszą moją reakcją gdy ją zobaczyłam było rozczarowanie; spodziewałam się że będzie większa a jeden cień jest mniej więcej wielkości monety 50gr. Na szczęście nie jest to drogi zakup więc nie ma co narzekać. Paletka posiada 12 odcieni w naturalnych kolorach. Są ładnie napigmentowane i mają miłą jedwabistą konsystencję. 

Trzy z pośród nich są z mieniącymi się drobinkami, pozostałe są zupełnie matowe. I właśnie na tm zależało mi najbardziej, gdyż większość cieni mam w perłowych wersjach, a do codziennych i bardziej eleganckich makijaży bardziej podobają mi się maty. 
A czy Wy znacie jakąś inną firmę mającą fajne, matowe cienie ( oczywiście poza MAC ;)?

wtorek, 8 listopada 2011

Dermogal A+E

Upolowałam.  Ale nie do końca wiem, czy miałam szczęście czy pecha. Przyszłość zweryfikuje :) Mianowicie mam na myśli specyfik o nazwie Dermogal A+E. Są to kapsułki "rybki" do stosowania głównie do twarzy, ale myślę że do tyłka też byłyby ok jeśli zaszłaby owa potrzeba ;)

Cena 13,20zł
48 sztuk

Są ciężko dostępne. I już wiem dlaczego... ale o tym na końcu :) Znalazłam przez przypadek na wizażu wątek o nich gdzie były bardzo zachwalane, więc nie mogłam się oprzeć przed nowym nabytkiem. Kapsułki są świetną ideą, bardzo higieniczne, pomysłowe rybki z fajnymi składnikami:


Przy aplikacji dosyć ciężko odrywa się "dupkę", ale z pomocą paznokci daję radę. Mają oleistą konsystencję więc miło się je aplikuje, na skórze pozostawiają nieco odczuwalną powłokę, ale buzia ( przynajmniej moja ) nie świeci się, co przy ich formule zadziwia mnie niesamowicie.


Na koniec to o czym już wspomniałam: ŚMIERDZĄ. I to tragicznie! Takim brudnym, mokrym psem... Zapach jest bardzo trudny do zdzierżenia, zważywszy że miziamy sobie tym twarz, więc do nosa blisko. W moim wypadku stawia to pod duuużym znakiem zapytania moją znajomość z rybkami :/ chociaż mi szkoda, bo mam jakieś dobre przeczucia co do ich działania. Ech... ok, spróbuję zmęczyć 10 sztuk jak nie dam rady w ciągu najbliższych kilku dni, pozbędę się ich


środa, 2 listopada 2011

Avon

Dzisiaj chciałabym podzielić się moimi ostatnimi zakupami z avonu. Kilka razy ich użyłam więc kilka rzeczy na ich temat pragnęłabym napisać :)

 

1. Planet spa Japanese Sake and Rice, Luminous Face Treatment 
(Rozświetlające serum do twarzy 'Ryż i sake')
 Moje przemyślenia po jakichś ok. 8 użyciach:
-fajna pojemność
- higieniczna buteleczka z pompką 
- bardzo ładny zapach ( jak dla mnie kokosowy )
- po wyciśnięciu pięknie się mieni na różowo-niebiesko
-ładnie się porozprowadza, szybko wchłania.

Nie są bo bardzo "wartościowe" pozytywne strony, ale starając się dostrzec jakiekolwiek wyszło co wyszło ;) i teraz te gorsze strony tegoż specyfiku:
- nie rozświetla
- tragicznie wysusza skórę ( alkohol w czołówce składu)
- kosmetyk niczemu nie służący
Nie jest to kwestia specyfiki mojej skóry - na wizażu znajdziecie identyczne opinie... Cóż, pomęczę jeszcze trochę, a następnie sprezentuję komuś ;)

2. Planet Spa, White Tea, Facial Cleanser 
(Żel myjący do twarzy z białą herbatą)
użyłam go ze 4 razy więc ciężko stwierdzić czy działa czy nie, ale tak ogólnie:
- mi osobiście pachnie chryzantemą :D nie jest to zły ani intensywny zapach, ale na kolana nie powala
- uwielbiam kosmetyki z dozownikiem
- ładnie się pieni
- nie szczypie zbyt mocno w oczy
-dobrze zmywa makijaż
-chyba nie przesusza skóry

2 powyższe kosmetyki zakupione w promocji "2 za 25zł"

3. Avon, Advance Techniques, Daily Shine Dry End Serum 
(Serum na zniszczone końcówki)
Cudo! Używałam go już wcześniej, więc mogę z czystym sumieniem polecić. Jest bardzo wydajne, mimo że mam długie włosy i stosuję je od ucha w dół. Bardzo łanie pachnie, nawilża i wygładza włosy. Stają się po nim miękkie i lejące bez efektu przetłuszczonych klusków. Mam sianowate i puszące włosy więc w moim wypadku sprawdza się świetnie. Nie wiem czy na dłuższą metę faktycznie działa cuda z końcówkami, ale jestem dobrej myśli. w promocji kosztuje ok. 12zł przy pojemności 30ml więc opłaca się zdecydowanie lepiej niż jedwab z biosilka czy chi. Polecam i czuję że będę mu wierna :))

niedziela, 16 października 2011

Zakupy

Dzisiaj szybka notka na temat moich dzisiejszych zakupków :) z serii do pielęgnacji ciała.





Pierwszy z prawej to żel pod prysznic z Sephory, zakupiony za 13zł ( dzisiaj był ostatni dzień promocji w której przeceniono ich "firmowe" kosmetyki do kąpieli wszystkie o 50%, czyli w cenie regularnej dostaniemy go za 26zł ). Zapach cranberry lychee, chociaż dla mnie to guma balonowa :) co do bardziej merytorycznej opinii musicie poczekać aż poużywam trochę :-)

Druga rzecz to peeling do ciała "masaż solankowy z serii slim no limit kuracja ujędrniająca: z firmy Hean Natura. Wypatrzony w naturze za 8,99zł :) zawiera miłorząb japoński i d-panthenol, a jako składniki aktywne sól jodowo-bromową i złuszczające drobinki :) co do zapachu do raczej nie powala, ale mogę nie być obiektywna bo mam mega katar :(


Trzecim specyfikiem jest balsam do ciała wepchnięty przez uroczą panią ekspedientkę przy kasie ( muszę poćwiczyć asertywność... ) z tej samej serii i w tek samej promocji co żel, za 13zł. Aczkolwiek o innym zapachu zielonej herbaty. Nie jest on powalający ale ten o zapachu liczi był całkiem inny od żelu i strasznie mdły ( jak pianki do jedzenie ). Entuzjastką balsamów nie jestem, ciężko mi się zmusić do co wieczornego miziania. Ale zobaczymy :))

sobota, 15 października 2011

Usteczka

Chciałabym dzisiaj pokazać Wam kosmetyki do ust, które są moimi ulubionymi. Od razu się wytłumaczę, iż jestem posiadaczką bardzo dużych ust, aczkolwiek niesymetrycznych. Dolna warga jest znacznie większa i ma opadające kąciki w związku z tym nie szaleję z kolorami ani kredkami, używam raczej zachowawczych kolorów, najczęściej błyszczyków.
A oto moi ulubieńcy:


1. Neutrogena Balsam do ust 6-godzinna ochrona, cena ok. 10zł KLIK
Bardzo wydajny ( 15ml), nie klei się, delikatny smak i zapach, bez koloru. 
Genialnie nawilża usta! Mam wrażenie że "rosną" ;) momentalnie nawilża i czuć jak wchłania się. Może nie utrzymuje się 6h, ale dosyć długo usta są miękkie i zabezpieczone.

2. Helena Rubinstein FULL KISS 05. Speed Date Pink, cena ok. 90zł KLIK
Pojemność 10mi, bardzo ładny kolor pudrowego różu wpadającego w cielisty. Dobrze się trzyma na ustach, całkiem gęsta konsystencja, jak na błyszczyk ładnie kryje, nie podkreśla suchych skórek itp, nie zbiera się w bruzdach. Pięknie się mieni lekkim złotem, nie widać płatków brokatu :) 
Jedynym mankamentem może być cena.

3. Helena Rubinstein 11.Holisic, cena ok. 115zł KLIK
Moja naprawę ukochana szminka! Ma piękny kolor brudnego fioletu z różem. Bardzo kremowa konsystencja, mięciutka ( przez co niestety niezbyt wydajna - 3,6g ). Bajecznie wygładza usta, ładnie lśni chociaż nie posiada żadnych drobinek. Ładnie się trzyma, praktycznie nie ma smaku ani zapachu. Mankament taki sam jak u kuzyna spod nr. 2 ;)

4. Revyn Vecko
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co to za wynalazek i skąd go mam, aczkolwiek sugerując się nazwą zgaduję że może być to dodatek do gazety wyhaczony przez moją mamę niemieszkającą w Polsce :) Ale do rzeczy: mój imprezowy kompan! Długo się trzyma, dobrze napigmentowany z dużą ilością świecących drobinek :) Trochę śmierdzi :-p 

czwartek, 13 października 2011

Co mnie kręci, co mnie podnieca...

... a mianowicie - herbata. Tak, tak, tak, nie wiem czy jest jakiś fetysz z tym związany, ale śmiało można zaryzykować tezę - jestem herbacianym zboczeńcem ;-) 
Ale niesamowicie wybrednym. Gustuję głównie w zielonych. Moją ambrozją w szczególności jest ta oto:

 BioActive herbata zielona z pigwą.

W dzieciństwie mój dziadzio dysponował jednym krzaczkiem owego magicznego owocka i nie bardzo wiem jak, ale "marynował" go pokrojonego w plasterki i zalanego słodkim syropem. I było to najpyszniejsze lekarstwo, dodawane do herbaty jak cytryna. I było tak bajeczne, iż dostępne tylko pod wydział ;) ( nie, moje dzieciństwo nie przypadało na czasy komuny. Prawie ;)


Tak wygląda omawiana herbata. Nie będę się wymądrzała na temat jej cudownych właściwości, bo nie bardzo mnie one obchodzą. Ignorantka ;-) a tak serio, serio to jest ona tak pyszna iż pochłaniam jej kilka baniaczków dziennie. Ale spokojnie, nie owocuje to częstymi wizytami w ubikatorze ;)
I focio- focio mojego baniaczka, czyli kubka:


Zakupiony w sklepie INDISKA w Sztokholmie za 79sek, czyli ok. 36zł. Ręcznie zdobiony, o pojemności ponad pół litra... Duża dziewczynka musi być podlewana dużą ilością herbatki. Amen.

PP - czyli polowanie w PEPCO.

Ostatnio na którymś z kanałów YT dowiedziałam się o tym, iż w sieci sklepów PEPCO dostępne są kosmetyki. Niewiele myśląc pobiegłam do tego w moim mieście i ku mojemu zdziwieniu były te, z kategorii "makijaż". Wybór nie był zbyt powalający, ale ceny owszem. Skusiłam się na zestaw tusz+cienie w kredce.

 
Tusz:
MEYBELLINE LASH STILETTO
Brownish Black ( na rzęsach normalnie czarny )
Cienie w kredce:
MEYBELLINE COLOR STILETTO
Gold aura

Zapakowane razem - cena 14.99zł :-o

Tuszu używam od ponad tygodnia codziennie i muszę powiedzieć, że spisuje się nieźle ( jak większość nowych i świeżych tuszy ;). Dobrze się nakłada, bez problemu 3 warstwy. Rzęsy się nie kleją, nie kruszy się, ładnie pogrubia i wydłuża. Zmywa się bez problemu nawet ciepłą wodą. Szczota gabarytów porządnych, gęsta i zwężająca się na końcu. I za te pieniądze - cudo.
Co do cieni w kredce; do wyboru był kolor szampana ( któryż zakupiłam ) i coś, co mogę określić jako bury ;-) Osobiście nigdy nie miałam cieni w takiej postaci więc nie mogę porównywać do innych. Ale "wkład" jest bardzo mięciutki, dosyć gruby a cienie w konsystencji jedwabiste. Kolor mieniący i co ciekawe - są wodoodporne ( jak znalazł na jesienne deszcze ). Cieni nie miałam okazji użytkować jeszcze, ale wodoodporność odkryłam testując kolor na grzbiecie dłoni, po czym wzięłam się beztrosko za mycie garów. A kolor został a co więcej, paluchem nie da rady go zetrzeć.

Tak więc dziewoje - robimy szturm na PEPCO! W asortymencie mają szminki, błyszczyki, lakiery, kredki do oczu i ust, podkłady, pudry i bronzery.
 Aczkolwiek wiem, że nie każdy sklep tej sieci ma kosmetyki.








Pierwszy raz ;-)

Witam serdecznie!
Zainspirowana kilkoma kanałami na YouTube ogarnęła mnie ogromna ochota stworzenia takowego. Jednak po wielu przemyśleniach doszłam do wniosku, że najpierw spróbuję swoich sił tutaj.
Założenie jest takie, iż będzie to kobiecy blog o wszystkim co się z ową kobiecością wiąże - kosmetyki, szmatki, gary i inne duperelki :)

Główną winę za moje bloggowanie ponosi YouTubowa Nieesia25 oraz kilka innych dziewczyn.
 Ale dosyć pitolenia, pora zaczynać!
Enjoy!

I troszkę moich klimatów: